No i po obsadzie..
: 09 kwie 2008, 10:14
Popołudniem/wieczorkiem wymiana cotygodniowa 30l wody na 100% RO (od pół roku tylko RO, od czasu działania denitratora +/- co tydzień) i po niej gdy sięgałem po szmatkę do starcia paru kropelek z podłogi usłyszałem, że pompa już głośnawo chodzi, więc czas już na wypłukanie mechanicznego (wata akwarystyczna). Jako, że było już po wymianie (zawsze do tej pory płukałem w spuszczanej w odzie z akwa), nie miałem już RO na uzupełnienie stanu, więc watę wypłukałem w zlewie pod bieżącą wodociągową, wycisnąłem, owinąłem, wsadziłem na miejsce i brakujące ze dwa, trzy litry (aby deszczownia nie chlupała) do akwarium nalałem z wody nalanej dzień wcześniej do podlewania kwiatków (bez nawozów, zwykła plastikowa niebieska 5l butelka pet po H2O z marketu). Karmienie i...
W nocy obudził mnie chlupot, w świetle komórki zobaczyłem, że na podłodze jest nieco wody, więc przetarłem i (jako, że czasem miałem takie niespodzianki wcześniej) do wyrka, póki sen trzyma.
Ranek ponowny chlupot, tylko głośniejszy i połączony z walnięciem jednej z ryb o odbłyśniki. Lecę do akwarium, woda na ziemi, jedna z ryb zapindala po toni i tuż ponad , żwir fruwa, rośliny latają, ryba wali łbem i ciałem w skały, korzenie i szybę, po czym po parunastu długościach akwa sztywnieje i opada zesztywniała w drgawkach na dno.
W tej chwili zauważam kolejną już martwą (pewnie ta z chlupotu nocnego) i myślę, co tu teraz robić. Łapię tą martwą i do kosza, wracam do akwa, łapę tą zesztywniałą (drży w rękach jak trup w filmach i jest sztywna jak wędzona makrela), nie wiem za bardzo, co robię ale nie wyciągając jej z wody zginam delikatnie jej ciało i widzę, że sztywnienie odchodzi. Trzymając za płetwę grzbietową jedną ręką łapię delikatnie drugą za pokrywy skrzel i zaczynam nimi machać. Po 15-20 "oddechach" ryba zaczyna ruszać pyskiem i bardzo powoli zaczyna samodzielnie oddychać. Puszczam ją, a ona jak liść opada na dno i leży.
Robię testy wody, warunki w akwa niezmienne jak od kilku miesięcy (może ciut wyższe NO3 do ze standardowych 5-10 ale ciężko stwierdzić w paskowym). Testy w RO też nic nie pokazują złego. Pozostałe ryby pochowane w krzaczorach i korzeniach. Dziwią mnie resztki wieczornego jedzenia.
Odpalam kompa, szukam o speedowaniu, kątem oka wyczuwam ruch, po chwili chlupot i kolejna rybka powtarza to co poprzednia, tylko, że robi to (szok jak się widzi) do góry "nogami". Ta sztywnieje chyba szybciej i w ciągłym ruchu skręcona skurczem zapindala, a jej trzepoczący wciąż ogon nadaje tej postaci ruch wirowy w kierunku narożnika akwarium, gdzie roztrzaskuje termometr (na szczęście tylko szklaną obudowę, nie pręcik). Jeszcze kilka drgawek i opada akurat w miejsce, gdzie leżała poprzednia. Po dotknięciu poprzedniczka dostaje szału, ale już króciutkiego, dwie długości akwarium i gleba, leżą dwie.
Lecę na reanimację, nogą ścieram podłogę lecz tym razem masaż i sztuczne oddychanie nie pomagają żadnej. Profilaktycznie spuszczam wodę z akwa do miski, tam wkładam dwa trupy (w nadziei, że coś może odetchną). Odsysam szkła ze żwirem z termometru, przygotowuję czyste akwa 30l nalewam świeże RO z nocy, zaczynam grzać... Do ogólnego sól, ponad kilogram.
Czytam o speedowaniu, miska już pusta, zawartość płynna miski w kiblu, stała niestety w koszu, mija niecała godzinka i mam kolejnego akrobatę w akwarium. Tu jedyną zmianą był brak wody na ziemi, bo sporo spuściłem i ryba zesztywniała w takim kształcie, że napędzający ogon nadał jej taki ruch, jaki mają samoloty na filmach o II wojnie światowej po odstrzeleniu skrzydła...
Kolejne 20 minut i piąta sztuka demolując resztki nędznego już wystroju podążyła za stadem...
Straciłem w tym jeszcze jedną rybkę, zwinnika jarzeńca, został najprawdopodobniej nieszczęśliwie "chlapnięty" w miejsce na połączeniu skałek tła z gąbką deszczowni skąd nie umiał za bardzo wskoczyć znów do akwa...
Reszta zwinników pływa jak gdyby nigdy nic stadkiem.
Paletki w tym ataku nie zmieniły kształtu ani kolorów.
Podsumowując 5 ryb w kilka godzin. Dwie od tygodnia "podejrzanie" trzepotały do siebie płetwami jak aniołki, stroszyły się do siebie nawzajem, ocierały się o siebie i całowały i jedna z nich odganiała inne od drugiej. Czekałem chyba na ikrę...
Wygląda na to, że wystarczyło wypłukać filtr w wodociągówce i dolać jej ze 2-3 litry na jakieś 220 w akwarium i to po wymianie... Inne zachowania wokół akwarium, wymian, karmienia itp były całkowicie bez zmian...
Już po ptakach, więc zadam tylko pytanie co zrobić teraz z akwarium aby można było wpuścić tam ponownie paletki? Zwinniki jako "podejrzanych i jedynych nosicieli" mogę wyrzucić aby pozbyć się "cyklu zamkniętego", ale nie zrobię tego już z roślinami i korzeniami i żwirem, bo a gotować ich się nie da i bardzo cenne mi się wydają.
Dziękuję przy okazji kochanym wodociągowcom za wspaniałe doznania, których bez was nie mógłbym oglądać . Tylko dzięki wam wiem jakich figur akrobatycznych i układów ciała może dokonać paletka. Tylko dzięki wam żona teraz całkowicie przekonała siebie i za chwilę zrobi to z pół rodziny aby NIGDY I POD ŻADNYM POZOREM NIE UŻYWAĆ KRANÓWKI OD was DO SPOŻYCIA.
Zwinniki znalazły już nowy dom... za miesiąc zacznę znowu w temacie szukam paletek...
W nocy obudził mnie chlupot, w świetle komórki zobaczyłem, że na podłodze jest nieco wody, więc przetarłem i (jako, że czasem miałem takie niespodzianki wcześniej) do wyrka, póki sen trzyma.
Ranek ponowny chlupot, tylko głośniejszy i połączony z walnięciem jednej z ryb o odbłyśniki. Lecę do akwarium, woda na ziemi, jedna z ryb zapindala po toni i tuż ponad , żwir fruwa, rośliny latają, ryba wali łbem i ciałem w skały, korzenie i szybę, po czym po parunastu długościach akwa sztywnieje i opada zesztywniała w drgawkach na dno.
W tej chwili zauważam kolejną już martwą (pewnie ta z chlupotu nocnego) i myślę, co tu teraz robić. Łapię tą martwą i do kosza, wracam do akwa, łapę tą zesztywniałą (drży w rękach jak trup w filmach i jest sztywna jak wędzona makrela), nie wiem za bardzo, co robię ale nie wyciągając jej z wody zginam delikatnie jej ciało i widzę, że sztywnienie odchodzi. Trzymając za płetwę grzbietową jedną ręką łapię delikatnie drugą za pokrywy skrzel i zaczynam nimi machać. Po 15-20 "oddechach" ryba zaczyna ruszać pyskiem i bardzo powoli zaczyna samodzielnie oddychać. Puszczam ją, a ona jak liść opada na dno i leży.
Robię testy wody, warunki w akwa niezmienne jak od kilku miesięcy (może ciut wyższe NO3 do ze standardowych 5-10 ale ciężko stwierdzić w paskowym). Testy w RO też nic nie pokazują złego. Pozostałe ryby pochowane w krzaczorach i korzeniach. Dziwią mnie resztki wieczornego jedzenia.
Odpalam kompa, szukam o speedowaniu, kątem oka wyczuwam ruch, po chwili chlupot i kolejna rybka powtarza to co poprzednia, tylko, że robi to (szok jak się widzi) do góry "nogami". Ta sztywnieje chyba szybciej i w ciągłym ruchu skręcona skurczem zapindala, a jej trzepoczący wciąż ogon nadaje tej postaci ruch wirowy w kierunku narożnika akwarium, gdzie roztrzaskuje termometr (na szczęście tylko szklaną obudowę, nie pręcik). Jeszcze kilka drgawek i opada akurat w miejsce, gdzie leżała poprzednia. Po dotknięciu poprzedniczka dostaje szału, ale już króciutkiego, dwie długości akwarium i gleba, leżą dwie.
Lecę na reanimację, nogą ścieram podłogę lecz tym razem masaż i sztuczne oddychanie nie pomagają żadnej. Profilaktycznie spuszczam wodę z akwa do miski, tam wkładam dwa trupy (w nadziei, że coś może odetchną). Odsysam szkła ze żwirem z termometru, przygotowuję czyste akwa 30l nalewam świeże RO z nocy, zaczynam grzać... Do ogólnego sól, ponad kilogram.
Czytam o speedowaniu, miska już pusta, zawartość płynna miski w kiblu, stała niestety w koszu, mija niecała godzinka i mam kolejnego akrobatę w akwarium. Tu jedyną zmianą był brak wody na ziemi, bo sporo spuściłem i ryba zesztywniała w takim kształcie, że napędzający ogon nadał jej taki ruch, jaki mają samoloty na filmach o II wojnie światowej po odstrzeleniu skrzydła...
Kolejne 20 minut i piąta sztuka demolując resztki nędznego już wystroju podążyła za stadem...
Straciłem w tym jeszcze jedną rybkę, zwinnika jarzeńca, został najprawdopodobniej nieszczęśliwie "chlapnięty" w miejsce na połączeniu skałek tła z gąbką deszczowni skąd nie umiał za bardzo wskoczyć znów do akwa...
Reszta zwinników pływa jak gdyby nigdy nic stadkiem.
Paletki w tym ataku nie zmieniły kształtu ani kolorów.
Podsumowując 5 ryb w kilka godzin. Dwie od tygodnia "podejrzanie" trzepotały do siebie płetwami jak aniołki, stroszyły się do siebie nawzajem, ocierały się o siebie i całowały i jedna z nich odganiała inne od drugiej. Czekałem chyba na ikrę...
Wygląda na to, że wystarczyło wypłukać filtr w wodociągówce i dolać jej ze 2-3 litry na jakieś 220 w akwarium i to po wymianie... Inne zachowania wokół akwarium, wymian, karmienia itp były całkowicie bez zmian...
Już po ptakach, więc zadam tylko pytanie co zrobić teraz z akwarium aby można było wpuścić tam ponownie paletki? Zwinniki jako "podejrzanych i jedynych nosicieli" mogę wyrzucić aby pozbyć się "cyklu zamkniętego", ale nie zrobię tego już z roślinami i korzeniami i żwirem, bo a gotować ich się nie da i bardzo cenne mi się wydają.
Dziękuję przy okazji kochanym wodociągowcom za wspaniałe doznania, których bez was nie mógłbym oglądać . Tylko dzięki wam wiem jakich figur akrobatycznych i układów ciała może dokonać paletka. Tylko dzięki wam żona teraz całkowicie przekonała siebie i za chwilę zrobi to z pół rodziny aby NIGDY I POD ŻADNYM POZOREM NIE UŻYWAĆ KRANÓWKI OD was DO SPOŻYCIA.
Zwinniki znalazły już nowy dom... za miesiąc zacznę znowu w temacie szukam paletek...