
Ania odwiozła dzieci do szkoły na 8:00 i pojechała na drugi koniec Białegostoku po rybki. Oczywiście miała olbrzymie problemy ze znalezieniem właściwego adresu. Kiedy już dogadała sie telefonicznie z dostawcą musiała jeszcze czekać na parkingu do 11:00, bo tak. Siedziała tam bidulka, głodna od 5:30, bo o tej godzinie wstaje. Potem przez cały dzień, aż do mojego powrotu z pracy robiła im kwarantannę. Najpierw dwie partie deszczówki do wiaderka, intensywne napowietrzanie, ozon co kilka godzin i w końcu dolewki z Orinoko. Kiedy wróciłem z roboty, nawet nie chciała zajrzeć do wiaderka w obawie przed nieszczęściem. Podniosłem wieczko, patrzę - altumki choć bladzieńkie, to całe i zdrowe. Ale - pomiędzy nimi gwałtownie śmigał jakiś gratis - malutka rybka ale bardzo żwawa. Odłączyłem napowietrzanie i wlałem zawartość wiaderka do akwa. W ciągu ok. 30 sek. altumki odzyskały pasy, po następnych już miały resztę kolorków i zaczęły zwiedzać swój nowy domek. Zabawnie wyglądało, kiedy przez jakiś czas uderzały się o szybę zbędnego już komina. Chwilę póżniej było najciekawiej - zaczęły ganiać gratisa, z którym odbyły podróż. Musiałem odłowić biedaka i przenieśc do ogólniaka zwłaszcza, że nasze u-boty zaczęły się niebezpiecznie zbliżać do nieszczęśnika. Ania twierdzi, że jest to otosek. Fakt, trudno go było odgonić od szyby. Fajnie też wygląda, jak te maluchy próbują zabrać kawałki mrożonych ryb u-botom. Czasami nawet im się udaje - małe, ale zadziorne

Pozdrawiam wszystkich