Czym różni się pasjonat od handlarza ??
- Hypno
- entuzjasta
- Posty: 1864
- Rejestracja: 03 mar 2005, 09:37
- Imie i Nazwisko: Piotr Smoleń
- Miejsce zamieszkania/miasto/: Lublin
- Lokalizacja: Lublin
- Kontaktowanie:
Na tak postawiony problem postaram się odpowiedzieć porównując temat do kulinariów.
Wyobraźmy sobie sytuację, w jakiej każdy z nas znajduje się niemal codziennie. Jesteśmy głodni, więc chcemy coś zjeść. Mamy z grubsza rzecz biorąc dwie możliwości. Sami sobie przygotowujemy posiłek lub zdajemy się na kogoś innego. Przy pierwszej możliwości mamy znowu dwie kolejne, posiłek przygotowujemy sami od podstaw lub łapiemy wszystko to co nam pozwoli na szybkie i tanie napełnienie brzuszyska. To drugie podejście symbolizuje u nas tych którzy dyskowce owszem i mają ale bez różnicy dla nich czy dochowają się własnymi staraniami pięknych sztuk, czy raczej idąc na łatwiznę kupują co popadnie trzymają póki samo żyje, a w razie problemów cóż... kupi się drugie. W przypływie łaski czasami zmienią wodę dolewając prosto z kranu albo wsypią jeden po drugim cztery „wspaniałe” preparaty lecznicze na wyimaginowaną dolegliwość zapominając, że ryba jest chuda bo ... od 4 dni nic nie jadła. To nie są ani pasjonaci ani handlarze, od nich trzymać się należy z daleka i w miarę możliwości nie należy im dawać wejść do kuchni bo mogą coś sobie ubzdurać o czym będzie dalej.
Ci którzy zdecydują się iść własną drogą biorą książkę kucharską lub jeśli robią to częściej, przepis mają w głowie i postępują zgodnie z kanonami zastanawiając się po drodze czy szczypta tej przyprawy nie będzie lepsza zamiast tamtej. Nigdy jednak nie zmienią jednocześnie dwóch przypraw na raz zanim po zmianie jednej nie ocenią efektu. Tacy kuchmistrze często kontaktują się ze sobą wymieniając doświadczenie po pewnym czasie dochodząc do perfekcji. Zazwyczaj dość długim czasie bo wiedzą, że pośpiech jest wskazany tylko w przy płaceniu podatków. Mało tego ludzie tacy często mają większą przyjemność w gotowaniu dla innych niż dla siebie, lubiąc opowiadać anegdoty z tym związane i dzielić się wiedzą często organizując przy tym spotkania na własny koszt. To pasjonaci. Od nich dowiemy się najwięcej, otrzymamy wyjaśnienia mówione z kamienia godną cierpliwością, a na odchodne w drzwiach dostaniemy kawałek zapakowanego tortu (ładną sztukę ryby) i paczuszką niemożliwej do zdobycia w kraju przyprawy (fachowego leku). Czasami ze względu na niebotyczny koszt takiej przyprawy odkupujemy ją od naszego mistrza po kosztach lub rewanżujemy się przy okazji naszą wersją tortu o innym odcieniu smakowym.
Idąc do restauracji mamy, podobnie jak i wyżej, również dwie możliwości. Trafiamy do lokalu gdzie szef kuchni jest jednocześnie właścicielem i kocha to co robi, a za to co robi inni go kochają. Przy składaniu zamówienia podejdzie przyjemnie zagada, przywita się, doradzi dobrać wino i zauważy parę z pozoru nieistotnych detali rzutujących na całość. Niby w sekrecie powie jak domowym sposobem można coś przyrządzić, a po zakończeniu konsumpcji zapyta jak smakowało i w niuansach tonów naszej odpowiedzi odgadnie co było dobre dla nas a co mogło by być lepsze. Następnym razem jak przyjdziemy, on nasze zamówienie zrealizuje uwzględniając te niuanse oraz przypomni kelnerowi, że jesteśmy leworęczni, i że dla nas naczynia należy ustawiać inaczej. Za trzecim razem jak przyjdziemy on już nie zapyta jaką kawę pijemy tylko dostaniemy ją zanim zdążymy powiedzieć dzień dobry. To jest nasz pasjonata handlowiec. Kocha to co robi, ceni klientów, do pracy dobiera najlepszych współpracowników i najlepsze półprodukty. Nasze zastrzeżenia uwzględnia nawet jeżeli wie, że nie mamy racji, bo dzięki nam żyje.
Możemy również w poszukiwaniu kalorii trafić do miejsca gdzie każda potrawa wygląda tak samo ale inaczej się nazywa i inaczej smakuje, oraz oczywiście inaczej kosztuje, a cena jest wprost proporcjonalna do idiotycznego zlepku pseudonaukowych słów w nazwie. Kiedy przyjdziemy następnym razem nie zostaniemy rozpoznani, no chyba że poprzednim razem śmieliśmy zrobić awanturę o znaleziony w żarciu włos. Nasze zastrzeżenia co do jakości zostaną skwitowane wyplutym w twarz z odległości 20cm hasłem „NASTĘPNY!!” To jest nasz handlowiec, który kiedyś tam załapał wyciągając mrożonkę z lodówki, że skoro on kupił to badziewie, to inni też to kupią jeśli będzie odpowiednio opakowane i nazwane.
Pewnie moja praca zostanie odrzucona jako nie spełniająca wymogów formalnych, ale cóż... parafrazując znany cytat „hodować i sprzedawać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej” zapytuję więc dlaczego nie pisać?
Wyobraźmy sobie sytuację, w jakiej każdy z nas znajduje się niemal codziennie. Jesteśmy głodni, więc chcemy coś zjeść. Mamy z grubsza rzecz biorąc dwie możliwości. Sami sobie przygotowujemy posiłek lub zdajemy się na kogoś innego. Przy pierwszej możliwości mamy znowu dwie kolejne, posiłek przygotowujemy sami od podstaw lub łapiemy wszystko to co nam pozwoli na szybkie i tanie napełnienie brzuszyska. To drugie podejście symbolizuje u nas tych którzy dyskowce owszem i mają ale bez różnicy dla nich czy dochowają się własnymi staraniami pięknych sztuk, czy raczej idąc na łatwiznę kupują co popadnie trzymają póki samo żyje, a w razie problemów cóż... kupi się drugie. W przypływie łaski czasami zmienią wodę dolewając prosto z kranu albo wsypią jeden po drugim cztery „wspaniałe” preparaty lecznicze na wyimaginowaną dolegliwość zapominając, że ryba jest chuda bo ... od 4 dni nic nie jadła. To nie są ani pasjonaci ani handlarze, od nich trzymać się należy z daleka i w miarę możliwości nie należy im dawać wejść do kuchni bo mogą coś sobie ubzdurać o czym będzie dalej.
Ci którzy zdecydują się iść własną drogą biorą książkę kucharską lub jeśli robią to częściej, przepis mają w głowie i postępują zgodnie z kanonami zastanawiając się po drodze czy szczypta tej przyprawy nie będzie lepsza zamiast tamtej. Nigdy jednak nie zmienią jednocześnie dwóch przypraw na raz zanim po zmianie jednej nie ocenią efektu. Tacy kuchmistrze często kontaktują się ze sobą wymieniając doświadczenie po pewnym czasie dochodząc do perfekcji. Zazwyczaj dość długim czasie bo wiedzą, że pośpiech jest wskazany tylko w przy płaceniu podatków. Mało tego ludzie tacy często mają większą przyjemność w gotowaniu dla innych niż dla siebie, lubiąc opowiadać anegdoty z tym związane i dzielić się wiedzą często organizując przy tym spotkania na własny koszt. To pasjonaci. Od nich dowiemy się najwięcej, otrzymamy wyjaśnienia mówione z kamienia godną cierpliwością, a na odchodne w drzwiach dostaniemy kawałek zapakowanego tortu (ładną sztukę ryby) i paczuszką niemożliwej do zdobycia w kraju przyprawy (fachowego leku). Czasami ze względu na niebotyczny koszt takiej przyprawy odkupujemy ją od naszego mistrza po kosztach lub rewanżujemy się przy okazji naszą wersją tortu o innym odcieniu smakowym.
Idąc do restauracji mamy, podobnie jak i wyżej, również dwie możliwości. Trafiamy do lokalu gdzie szef kuchni jest jednocześnie właścicielem i kocha to co robi, a za to co robi inni go kochają. Przy składaniu zamówienia podejdzie przyjemnie zagada, przywita się, doradzi dobrać wino i zauważy parę z pozoru nieistotnych detali rzutujących na całość. Niby w sekrecie powie jak domowym sposobem można coś przyrządzić, a po zakończeniu konsumpcji zapyta jak smakowało i w niuansach tonów naszej odpowiedzi odgadnie co było dobre dla nas a co mogło by być lepsze. Następnym razem jak przyjdziemy, on nasze zamówienie zrealizuje uwzględniając te niuanse oraz przypomni kelnerowi, że jesteśmy leworęczni, i że dla nas naczynia należy ustawiać inaczej. Za trzecim razem jak przyjdziemy on już nie zapyta jaką kawę pijemy tylko dostaniemy ją zanim zdążymy powiedzieć dzień dobry. To jest nasz pasjonata handlowiec. Kocha to co robi, ceni klientów, do pracy dobiera najlepszych współpracowników i najlepsze półprodukty. Nasze zastrzeżenia uwzględnia nawet jeżeli wie, że nie mamy racji, bo dzięki nam żyje.
Możemy również w poszukiwaniu kalorii trafić do miejsca gdzie każda potrawa wygląda tak samo ale inaczej się nazywa i inaczej smakuje, oraz oczywiście inaczej kosztuje, a cena jest wprost proporcjonalna do idiotycznego zlepku pseudonaukowych słów w nazwie. Kiedy przyjdziemy następnym razem nie zostaniemy rozpoznani, no chyba że poprzednim razem śmieliśmy zrobić awanturę o znaleziony w żarciu włos. Nasze zastrzeżenia co do jakości zostaną skwitowane wyplutym w twarz z odległości 20cm hasłem „NASTĘPNY!!” To jest nasz handlowiec, który kiedyś tam załapał wyciągając mrożonkę z lodówki, że skoro on kupił to badziewie, to inni też to kupią jeśli będzie odpowiednio opakowane i nazwane.
Pewnie moja praca zostanie odrzucona jako nie spełniająca wymogów formalnych, ale cóż... parafrazując znany cytat „hodować i sprzedawać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej” zapytuję więc dlaczego nie pisać?
wedlg mnie handlarz jest to człowiek ,który wyczuł koniunkture i sprzedaje zwierzeta tylko dla celów materialnych,natomiast handlowiec czyli człowiek prowadzacy sklep zoologiczny musi byc pasjonatem bo w przeciwnym razie nie ma szansy na powodzeniew prowadzeniu swojego interesu, ponieważ nie robi to dobrze,a pasjonat nie koniecznie musi byc handlowcem.pasjonat interesuje sie zwierzetami jest ich miłosnikiem a czesto i hobbystą.handlarz ktory jest pasjonatem, a zdarza sie to rzadko może by członkiem klubu.bo handlarz ktory jest pasjonatem daży do szczgółowego poznania tematu, śledzi wszystkie nowinki i zasługuje na miano klubowicza.
- hudy
- entuzjasta
- Posty: 1138
- Rejestracja: 07 gru 2004, 06:07
- Imie i Nazwisko: Zbigniew Hudobski
- Miejsce zamieszkania/miasto/: Kraków
- Lokalizacja: Kraków
- Kontaktowanie:
Tak naprawde niech kazdy uderzy się w pierś i powie z czystym sumieniem " ja nie jestem handlarzem"
Nie ma takiej osoby. Kazdy ma swoje życie. Każdy w swoim zyciu handluje tylko tego nie zauważa. Zarabianie pieniędzy pracując u kogoś w firmie to nie jest handel? to też handel, jezeli ktoś ma firmę to po co ja ma jak nie do handlowania. Jeden handluje dobrami materialnymi a drugi dobrami niematerialnymi. Jeden robi to dobrze drugi słabo albo źle.
Czy ten temat ma sens?
Nie ma takiej osoby. Kazdy ma swoje życie. Każdy w swoim zyciu handluje tylko tego nie zauważa. Zarabianie pieniędzy pracując u kogoś w firmie to nie jest handel? to też handel, jezeli ktoś ma firmę to po co ja ma jak nie do handlowania. Jeden handluje dobrami materialnymi a drugi dobrami niematerialnymi. Jeden robi to dobrze drugi słabo albo źle.
Czy ten temat ma sens?
- Hypno
- entuzjasta
- Posty: 1864
- Rejestracja: 03 mar 2005, 09:37
- Imie i Nazwisko: Piotr Smoleń
- Miejsce zamieszkania/miasto/: Lublin
- Lokalizacja: Lublin
- Kontaktowanie:
Czy ma czy nie to jest kwestia subiektywna. Zgodzę się jednak, że ostatnio na forum znowu pojawiło się trochę tematów z tzw. gorącej części. Tego wątku taka nutka również nie ominęła, choć na szczęście jest ona w porównaniu do innych niesamowicie subtelna.
A sens nadaje tutaj współzawodnictwo ..... i oczywiście nagroda
A sens nadaje tutaj współzawodnictwo ..... i oczywiście nagroda

- Hypno
- entuzjasta
- Posty: 1864
- Rejestracja: 03 mar 2005, 09:37
- Imie i Nazwisko: Piotr Smoleń
- Miejsce zamieszkania/miasto/: Lublin
- Lokalizacja: Lublin
- Kontaktowanie:
Nie spodziewał się po Tobie takiej odpowiedzi... jakaś nutka goryczy w wypowiedzi. Moim zdaniem właśnie pasjonat jest w stanie zapłacić duże pieniążki za możliwość uprawiania swojej pasji. Przypomina mi się rozmowa z pewnym hodowcą węży jadowitych, który opowiadał jak to kiedyś żona była wściekła na niego ponieważ ... pieniążki odłożone na glazurę w kuchni wydał pod wpływem impulsu na nowy okaz jakiegoś węża koralowego. Wybaczcie słowo "jakiegoś" ale nie jestem serpentologiem...
Jeśli już podchodzić w sposób portfelowy do tego pytania to pasjonata od handlarza różni kierunek przepływu gotówki, pasjonat wyjmuje a handlarz wkłada do portfela.
Jeśli już podchodzić w sposób portfelowy do tego pytania to pasjonata od handlarza różni kierunek przepływu gotówki, pasjonat wyjmuje a handlarz wkłada do portfela.
- stachu
- entuzjasta
- Posty: 321
- Rejestracja: 17 mar 2006, 13:40
- Imie i Nazwisko: Stanisław Kaczorowski
- Lokalizacja: Chorzów
- Kontaktowanie:
Hudy ma racje ten temat nie ma sensu bo życie pisze swój własny scenariusz który pokazuje że nie da się tego jednoznacznie rozgraniczyć.Ta dyskusja jest podobna do reklamy że biel jest jeszcze bielsza.
Gdyby nie istnieli i pasjonaci i handlarze i dwa w jednym to nie istniała by polska akwarystyka-znam wiele osób z"branży"i odpowiem ci przykładem z pytaniem retorytcznym-
-jest dwóch pracowników w jednej firmie jeden jest dyrektorem a drugi stróżem na nocnej zmianie który jest lepszy??????????????
-znam pasjonatów którzy są niebezpieczni i destrukcyjni dla innych hobbystów a znam handlarzy którzy wnieśli do polskiej akwarystyki więcej niż niejeden z nas
Jeśli już oczekujesz odpowiedzi oto moja-JEŚLI ISTNIEJE RÓŻNICA !!! TO W OSOBOWOŚCI CZŁOWIEKA.............czyli samo życie...........
ps-Eugen nie dokońca masz racje z tym portfelem czasami jest odwrotnie.......
pozdrawiam-hej
Gdyby nie istnieli i pasjonaci i handlarze i dwa w jednym to nie istniała by polska akwarystyka-znam wiele osób z"branży"i odpowiem ci przykładem z pytaniem retorytcznym-
-jest dwóch pracowników w jednej firmie jeden jest dyrektorem a drugi stróżem na nocnej zmianie który jest lepszy??????????????
-znam pasjonatów którzy są niebezpieczni i destrukcyjni dla innych hobbystów a znam handlarzy którzy wnieśli do polskiej akwarystyki więcej niż niejeden z nas
Jeśli już oczekujesz odpowiedzi oto moja-JEŚLI ISTNIEJE RÓŻNICA !!! TO W OSOBOWOŚCI CZŁOWIEKA.............czyli samo życie...........
ps-Eugen nie dokońca masz racje z tym portfelem czasami jest odwrotnie.......
pozdrawiam-hej
- Jeki
- entuzjasta
- Posty: 1090
- Rejestracja: 01 lip 2005, 07:55
- Imie i Nazwisko: Łukasz Osieka
- Lokalizacja: Kraków
Różnicę ciężko wyważyć , na zoo festiwalu widziałem naszych klubowych handlarzy, któży z poświęceniem robili coś dla akwarystyki i robili to nie dla korzyści, a z zamiłowania.
Natomiast nie widziałem największych "piewców" miłości do akwarystyki.
Więc kto jest więcej wart????
Ten co dużo krzyczy i nic nie robi???
Czy ten który może i zarabia na tej branży , ale i wnosi coś do tego świata???
Nasuwa mi się tu przysłowie z krową , rykiem i mlekiem.
Natomiast nie widziałem największych "piewców" miłości do akwarystyki.
Więc kto jest więcej wart????
Ten co dużo krzyczy i nic nie robi???
Czy ten który może i zarabia na tej branży , ale i wnosi coś do tego świata???
Nasuwa mi się tu przysłowie z krową , rykiem i mlekiem.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości