Perypetie pocztowe...
: 10 lut 2009, 18:39
Czekałem na wysyłkę z roślinkami od forumowicza (dzięki jeszcze raz). Wysłana była w czwartek, dziś mamy wtorek...
Akurat jestem poza domem, ale żonka cały czas siedzi w domu. Dziś (wtorek) poszła z nr przesyłki, o który poprosiłem nadawcę po opóźnieniach i avizem, które się pojawiło w skrzynce na pocztę i znając żonkę (...dużo niecenzuralnych słów...) odpowiedzialnych za nieodpowiedzialność. I tak mają szczęście, że nie trafiły na mnie... Łby bym na miejscu ukręcał po tym co usłyszałem od żonki...
A było tak: Z żonki relacji i dokumentów poczty wynika, że roślinki były na poczcie wczoraj, w poniedziałek, listonosz miał to gdzieś, przeszedł się dzisiaj, we wtorek. Nawet palant nie zadzwonił domofonem ani do drzwi tylko wrzucił awizo do skrzynki... na avizie napisał odbiór po 18:00... Tak zawsze pisze jak miał paczkę, a nie zastał odbiorcy. Brakowało mu dokładnie osiem schodów od skrzynki do drzwi... Żonka była cały dzień w domu. Listonosz, debil jeden, mógł podejść te osiem schodków ale... nawet nie miał ze sobą paczki, bo jak powiedział na poczcie w wyjaśnieniach "bał się zabierać, ze względu na to, że był przeładowany i tej akurat nie wziął, bo widział na paczce napis >>uwaga żywe rośliny<< albo podobny i bał się zniszczyć w torbie". Na porządne (tu również dużo niecenzuralnych słów), że jak żywe to chyba się szybko dostarcza odpowiedział "Paniiii... kto wysyła rośliny w paczce...to się nie opłaca..."
W piątek wracam do domu, zabieram żonkę na pocztę, profilaktycznie jakiegoś dyktafona i ich chyba spalę razem z tymi ich (jak wyżej w nawiasach) znaczkami... Muszę pamiętać aby przed tym wyłączyć dyktafon... Jak ja ich nie nawidzę...
Ludziska, dałem tu gdzieś wzory do moich poprzednich perypetii z roślinkami, powielajcie je na potęgę i składajcie do tych baranów roszczenia, może ktoś to gdzieś zauważy i (nawiasy ze znaczeniem jak wyżej) to całe towarzystwo wzajemnej adoracji albo sami się wezmą do podstawowej roboty...
.
.
.
uchhh.... jeszcze mi źle...
Akurat jestem poza domem, ale żonka cały czas siedzi w domu. Dziś (wtorek) poszła z nr przesyłki, o który poprosiłem nadawcę po opóźnieniach i avizem, które się pojawiło w skrzynce na pocztę i znając żonkę (...dużo niecenzuralnych słów...) odpowiedzialnych za nieodpowiedzialność. I tak mają szczęście, że nie trafiły na mnie... Łby bym na miejscu ukręcał po tym co usłyszałem od żonki...
A było tak: Z żonki relacji i dokumentów poczty wynika, że roślinki były na poczcie wczoraj, w poniedziałek, listonosz miał to gdzieś, przeszedł się dzisiaj, we wtorek. Nawet palant nie zadzwonił domofonem ani do drzwi tylko wrzucił awizo do skrzynki... na avizie napisał odbiór po 18:00... Tak zawsze pisze jak miał paczkę, a nie zastał odbiorcy. Brakowało mu dokładnie osiem schodów od skrzynki do drzwi... Żonka była cały dzień w domu. Listonosz, debil jeden, mógł podejść te osiem schodków ale... nawet nie miał ze sobą paczki, bo jak powiedział na poczcie w wyjaśnieniach "bał się zabierać, ze względu na to, że był przeładowany i tej akurat nie wziął, bo widział na paczce napis >>uwaga żywe rośliny<< albo podobny i bał się zniszczyć w torbie". Na porządne (tu również dużo niecenzuralnych słów), że jak żywe to chyba się szybko dostarcza odpowiedział "Paniiii... kto wysyła rośliny w paczce...to się nie opłaca..."
W piątek wracam do domu, zabieram żonkę na pocztę, profilaktycznie jakiegoś dyktafona i ich chyba spalę razem z tymi ich (jak wyżej w nawiasach) znaczkami... Muszę pamiętać aby przed tym wyłączyć dyktafon... Jak ja ich nie nawidzę...
Ludziska, dałem tu gdzieś wzory do moich poprzednich perypetii z roślinkami, powielajcie je na potęgę i składajcie do tych baranów roszczenia, może ktoś to gdzieś zauważy i (nawiasy ze znaczeniem jak wyżej) to całe towarzystwo wzajemnej adoracji albo sami się wezmą do podstawowej roboty...
.
.
.
uchhh.... jeszcze mi źle...