Byłem wczoraj na dorszach, wypływałem wyjątkowo z Łeby, kuter JURNY, 140zł od osoby z wyżywieniem, ale dobrze że miałem swoje jedzenie, łowiliśmy od 60 do 80m głębokości, 30km od wybrzeża, więc 3 godziny płyneliśmy na łowisko, złamka bo 2 godziny dojazd do Łeby już trwał, więc byłem 5godzin na nogach a jeszcze nic nie łowiłem.
Już dawno za 140zł nie rzygałem tak ostro ... zazwyczaj dobrze znoszę pływanie, ale tym razem 3 tabletki aviomarin nic nie dały, tak bujało, o dziwo wiatr był znośny, temperatura też, nawet słońce wyszło potem, ale rozkołys morza spory około 4 do 5, kuter mały, wiec walka o ustanie z wędka na pokładzie spora.
Ja połowę czasu oddawałem Neptunowi wszytko co zjadłem ... ale gdy sie przespałem na koi przeszlo mi i zacząłem łowić.
W tym momencie 5 kumpli miało po 4-5 dorszy w skrzyniu już, więc dużo nie starciłem śpiąc, z resztą kolejny kolega dalej spał, bo się dalej źle czuł, a zazwyczaj jak i ja nie miał takich kłopotów.
A jeśli chodzi o to co najważniejsze i łowienie, to mój pierwszy zarzut był na 70m pilkerem 300g (inni próbowali na mniejszych pilkerach 120g lub 180g, ale poniżej 250g nikt nie dawał rady stuknąc lżejszymi pilkerami więcej niż 2 razy w dno i już znos był taki że plecionki w kołowrotku brakowało by 3ci raz o dno walnąć).
Ja pierwszy wyrzut i dosłownie pierwsze poderwanie i od razu zacięcie dorszy, dorszy a nie dorsza, bo miałem dublet (dla niewtajemniczonych dublet to 2 dorsze za jednym razem zacięte) spompowanie ich z 80m do powierzchni zmęczyło mnie, bo chorba morska dała w kość. Obsługa kutra kiepska, sam musiałem se ryby odpinać, szukać skrzynki, itd.
Dałem radę oczywiscie, to nie wielki problem, na tym samym napłynięciu zarzuciłem raz jeszcze i znowu był dublet. Więc nieźle, jeden najazd i 4 sztuki.
Jak kolejne 2 wypompowałem z 80m to bolała mnie ręka nie tylko prawa od pompowania wędki, ale nawet i lewa od kręcenia kołowrotkiem.
Na szczęście potem miałem same single na kolejnych napłynięciach.
Najwiekszy singiel jaki złapałem to 3kg dorsz, ale w sumie miałem 2 takie duże i 9 ładnych bolków.
Wtedy dałem se spokój i mimo kolejnych napłynieć nie łowiłem już, bo byłem tak poobijany o walki o pion na kutrze bujającym się mocno a ja z wedką w rękach miałem kłopoty z pionem mimo braku pobierania alkoholu

no i znowu źle się czuć zacząłem i Neptun wzywał do siebie.
Ludzie mieli niektórzy najlepsi 30 dorszy, inni 20, ale wiekszość wędkarzy tak jak ja kilkanaście dorszy miała. najsłabszy wynik to 4 dorsze ale u 2 wędkarzy tylko tak słabo było.
Żaden 5 czy 7kg dorsz się nie trafił, ale z kontaktu na UKF z innymi kutrami nikt takiego nie trafił wczoraj.
Ja więcej nie płynę na tym kutrze JURNY, wyniki były owszem dobre, ale posiłki i obsługa załamka, jedna toalate nieczynna, a kuter słabo dostosowany do wedkarzy, kubki z kawą spadały, smietniki się wywracały, miejsca na sprzet wedkarzy malo, a wszytko z nich spadało ciągle, do tego 3h na łowisko i potem 4h powrót z łowiska plus 2h w samochodzie do Łeby i powrót też 2h, to ja dziękuję na przyszłość. Ale ja mardzić mogę bo mieszkam w Gdyni i mam bliżej kilkanaście portów skąd wypływają na dorsze codziennie po kilkanascie kutrów.
Fotki mam w telefonie, moze jutro wkleję, jak kabe usb znajdę
Nie polecam ludziom z poludnia, amatorom w łapaniu dorsza, takich przygód morskich jak powyżej ja sobie sparwiłem po tylu latach łapania dorszy, bo zamiast fajnej wyprawy morskiej mogą mieć drogą chorobę morską.